Wychowywanie dzieci jest trochę jak pielęgnowanie ogrodu: im więcej włożysz w to troski, serca i cierpliwości, tym obfitsze uzyskasz plony. Oczywiście liczy się też to, czy grunt jest podatny (czyli: geny też mają pewne znaczenie), ale przy odpowiednich umiejętnościach i narzędziach, można wyhodować najpiękniejszy kwiat na pustyni.
W szkołach dzieci niestety często są traktowane gorzej niż krzewy w szkółkach: posadzone za blisko, ściśnięte i bez możliwości rozwinięcia się po swojemu.
I to mimo, że wiedza na temat dydaktyki, rozwoju mózgu i psychologii dostarcza od lat coraz lepszych narzędzi do uprawy tych pięknych kwiatów, jakimi są dzieci.
Wiedza o tym, jak dzieci się uczą, się zmienia
100 lat temu Maria Montessori opracowała metody pedagogiczne bazujące na naturalnym dążeniu dzieci do odkrywania świata i na roli nauczyciela jako towarzysza tej wyprawy.
60 lat temu Glenn Doman opublikował dzieło swojego życia, mówiące jak naturalnie można uczyć małe dzieci czytania, matematyki, wiedzy o świecie.
Już ponad 100 lat temu Janusz Korczak głosił filozofię emancypacji dziecka i poszanowania jego praw.
Od 20 lat rozwija się dziedzina nauki zwana neurodydaktyką, neuroedukacją, lub po angielsku: brain friendly learning.
Ale rzeczywistość w domu i szkole niestety nie
Jednak nadal, po tych stu latach, dzieci są uczone w szkole czytania w najgorszy i najmniej efektywny sposób. Nadal rodzice krępują ruchy swoich dzieci otulaczami od pierwszych minut życia. Nadal dzieci nie uczą się samodzielności, wtłaczane w chodziki, zamykane krzesełka do karmienia i spacerówki, w których są wożone, mimo że już dawno umieją chodzić samodzielnie. Nadal nie rozumiemy, że tylko pełna akceptacja i wspieranie naszych dzieci w ich działaniach sprawia, że są pełnymi i świadomymi ludźmi.
Nadal dzieci są wychowywane na wyspie ignorancji pośród oceanu wiedzy na temat budowy i rozwoju mózgu, funkcjonowania jego poszczególnych części, roli atmosfery bezpieczeństwa i prawa do popełniania błędów w skutecznej nauce, badań naukowych dowodzących, że nie ma podziału na wzrokowców i słuchowców, że praca domowa nie przynosi żadnych pozytywnych efektów, że słuchanie wykładu jest jedną z najgorszych metod przekazywania wiedzy.
Nigdy nie pozwoliłem mojej szkole stanąć na drodze mojej edukacji.
Moja misja: pomóc rodzicom we wspieraniu rozwoju intelektualnego ich dzieci
Jak byłoby pięknie, gdyby małe dzieci uczyły się w domu czytania i matematyki, tak samo jak uczą się mówienia. Ile więcej rzeczy można byłoby się uczyć w szkole? Ile więcej przyjemności miałyby z nauki od najmłodszych lat? O ile łatwiej byłoby nauczycielom? Jaką ulgą byłoby to dla niedoinwestowanego i cierpiącego na braki kadrowe systemu szkolnictwa?
Nadszedł czas, żeby wziąć stery w nasze ręce i wyposażyć nasze dzieci w umiejętności ułatwiające im żeglugę po życiu. Małe dzieci chcą się uczyć i robią to chętnie. Im więcej dowiedzą się przed pójściem do szkoły, tym lepiej nie tylko dla ich późniejszych doświadczeń w systemie, ale także dla ich mózgów. W ciągu pierwszych sześciu lat życia tworzy się najwięcej połączeń neuronalnych, z których zanikają później te nieużywane.
Mózg jest jak mięsień: rośnie, kiedy jest aktywny. Pomóżmy swoim dzieciom w rozwijaniu ich mózgów. To jest też świetna zabawa i wspaniale spędzony wspólny czas!