Mam dla Ciebie dwa proste argumenty, dzięki którym już nigdy nie będziesz musiał(a) się tłumaczyć, dlaczego Ty to swoje dziecko tak nękasz i go ciągle czegoś uczysz, rozwijasz je i skupiasz się na jego rozwoju intelektualnym.
Czujesz brak zrozumienia dla Twojego celu?
Zakładam, że skoro tu jesteś, to jesteś rodzicem, któremu zależy na rozwoju intelektualnym Twojego dziecka. Który rozumie, że zaspokojenie potrzeb fizjologicznych i emocjonalnych jest bardzo ważne, ale na tym rola rodzica się nie kończy. Że pierwsze lata życia są niepowtarzalną okazją, by wydobyć potencjał intelektualny dziecka, dzięki temu, że jego mózg rozwija się wtedy w niesamowicie szybkim tempie.
Ale być może Twoje otoczenie patrzy na Ciebie, jak na dziwoląga, bo po co to wszystko.
Dziecko zamęczasz.
Dzieci chcą tylko się bawić, a nie uczyć.
Nauka to męczarnia, dziecko krzywdzisz.
I tak się w szkole nauczy.
Zabierasz mu dzieciństwo.
Znasz to?
Jeśli tak i jeśli jest to dla Ciebie problemem, albo po prostu jesteś zmęczona takimi tekstami, to napuść osoby, które tak mówią na mnie. Wyślij im ten artykuł, żeby nie musieć już więcej się tłumaczyć.
Ponieważ mam ripostę doskonałą.
Nie ma sensu tłumaczyć wagi wpływu doświadczeń na rozwój umysłowy dziecka, przytaczać badań i metodologii, jeśli ktoś i tak tych argumentów nie chce słuchać i tym bardziej analizować.
Odpowiedź musi być prosta i niepodważalna:
Każdy (normalny) rodzic to robi. Uczy swoje dziecko
Nawet jeśli mu się wydaje, że nic takiego nie robi, nie męczy swojego dziecka, a tym bardziej nie robi nic, co można zaklasyfikować jako „naukę” – co za strrraszne słowo w ogóle!
Za każdym razem, kiedy rodzic:
– czyta dziecku książeczkę
– śpiewa z dzieckiem piosenki
– pokazuje drzewa i ptaszki w parku
– tłumaczy, jak działa winda
– buduje z dzieckiem wieżę z klocków
– liczy paluszki dziecka
– pokazuje gwiazdy
– mówi co ma jaki kolor
– układa z dzieckiem układanki
– obserwuje z dzieckiem mrówki
– segreguje z dzieckiem/przy dziecku pranie
– zabiera dziecko w nowe miejsce
– rozmawia z nowo poznanymi osobami
– wyjaśnia, dlaczego trzeba myć ręce przed jedzeniem
– odpowiada na każde pytanie DLACZEGO,
wtedy uczy swoje dziecko. I to nie jest przecież ciężka, żmudna, odstręczająca czynność, która zabiera dziecku dzieciństwo.
Wręcz przeciwnie, to jest świetnie spędzony wspólnie wartościowy czas. Który rozwija intelektualnie, zbliża emocjonalnie, przez co rozwija intelektualnie jeszcze bardziej.
Skoro zatem pokazywanie książeczek jest ok, to dlaczego pokazywanie kart ze słowami, kropkami, czy faktami ze świata nie jest?
Gdzie jest granica? Kupna pomoc jest dobra, a zrobiona samodzielnie już nie? Bo po co ty się tak zaharowujesz i ciągle coś drukujesz, wycinasz i przyklejasz?
Czy kupne pomoce to też niepotrzebne, bo za dużo tego i dziecko się wszystkiego przecież dowie w szkole?
A książka? To też kupna pomoc – to co, zła jest? Dobrze, jak czytasz dziecku jedną książeczkę przed snem, ale jeśli czytasz 20 dziennie, bo Twoje dziecko akurat tak lubi, to już nie jest dobrze?
Dorośli doświadczali radości odkrywania świata i kreatywności tak dawno, że zapomnieli już, jakie to uczucie. Dziecko czuje tę radość w każdej minucie.
Gdzie jest ta granica?
Otóż jej nie ma, moi drodzy.
Wszystko jest w naszych głowach i uważamy za oczywiste i „normalne” to, do czego przywykliśmy.
A że świat zmienia się z ogromną prędkością, to zacznijmy lepiej przywykać szybciej 😉
Nie zostawiaj wszystkiego szkole
No i ten argument o szkole!
Wybaczcie użytkownicy tego argumentu, no ale niestety nie. Dzieci w szkole uczą się bardzo mało. Wg badań wynosimy ze szkoły max. 15% wiedzy, którą powinniśmy przyswoić.
I to nie tylko dlatego, że tej wiedzy jest po prostu za dużo i jest niepotrzebna, podstawa programowa jest przeładowana po kokardę. Jeśli Wam się wydaje, że dzieci uczą się tego samego co my kiedyś jako dzieci, to się mylicie, niestety. Teraz podstawa programowa jest jeszcze większa!
W dodatku dzieci uczą się dla samego uczenia. Nikt im nie mówi, po co mają to wiedzieć. Kiedy im się przyda wiedza o procesach młodoglacjalnych i całkach. Masz to umieć, bo klasówka będzie.
A mózg uczy się tylko tego, co uzna za przydatne. I to nie jest żadna złośliwość dzieciaków, że nie przyswajają nieprzydatnego materiału, tylko naturalny odruch mózgu (a nawet jego mechanizm obronny), na który świadomie niewiele można poradzić.
Ale też dlatego, że jest podawana w najgorszy możliwy sposób.
Obecna wiedza naukowa na temat działania mózgu oraz procesów uczenia się (zwana neuroedukacją lub neurodydaktyką) daje nam wgląd w to, jak powinno się uczyć i w to, jak bardzo tradycyjne szkoły są nadal dalekie od skuteczności.
I wiadomo np., że system transmisyjny (czyli nauczyciel wykłada, dziecko słucha) jest najgorszym możliwym sposobem nauczania.
Także niestety,
- Dzieci nie nauczą się wszystkiego w szkole, bo metody szkolne są nieskuteczne
- Dzieci będą musiały nauczyć się mnóstwa rzeczy, w sposób nieskuteczny, a które to rzeczy mogły przyswoić prosto, łatwo i przyjemnie zanim do szkoły poszły.
Argument ze smutkiem obalony.
Nie całkiem? Nie wierzysz mi, że szkoła jest nieskuteczna? Świetnie, dajesz mi do ręki argument, by napisać Ci dlaczego w kolejnym artykule o problemach szkoły 😊
Ściskam,
Dorota
A tymczasem przetestuj bezpłatnie moją platformę z materiałami zgodnymi z metodą Domana i przekonaj się, jak bystre jest Twoje dziecko i jak bardzo chce się rozwijać ⤵