Wiadomo powszechnie, że myślenie boli. Nie każdemu chce się myśleć. Łatwiej iść za tłumem, robić i myśleć to, co wszyscy. Albo co mówi telewizja. Albo co mówi ksiądz.
Jestem pewna, że to nie jest to, czego chcesz dla swojego dziecka. Czy możesz wpłynąć na wykształcenie w nim lub niej nawyku myślenia? Myślę, że tak. Bo kto, jak nie Ty? Szkoła? Buahahaha!
Jak wyrobić w dziecku nawyk myślenia?
Do myślenia nie można zmusić. Nie można wtłoczyć dziecku w głowę imperatywu myślenia. Nie da się go uwarunkować, zmanipulować ani zastraszyć, by myślało. Zresztą nie da się osiągnąć tymi metodami również niczego innego 😊
Co zatem można (i trzeba) zrobić?
Myślący rodzic = myślące dziecko
Przede wszystkim: myśleć. Dzieci najlepiej się uczą poprzez obserwację i naśladowanie. Jeśli Twoje dziecko będzie widziało, że nie przyjmujesz wszystkiego, czego się dowiadujesz za pewnik, że analizujesz pozyskane informacje, że dyskutujesz na ich temat z partnerem czy przyjaciółmi, że próbujesz patrzeć na problemy z różnych perspektyw, ba! patrzeć na problemy jako wyzwania, a nie przeszkody, to taki właśnie wzorzec zaszczepisz swojemu dziecku.
Warto rozmawiać, nawet z dwulatkiem
Po drugie: rozmawiać. Ale mądrze i rozwijająco. Zadawać pytania zmuszające do myślenia. Pokazywać drugą stronę medalu. Pokazywać, że nic (a w każdym razie nie wszystko) musi być takie, jakim się wydaje na pierwszy rzut oka. Że kwestionowanie tzw. „oczywistych oczywistości” może prowadzić do interesujących wniosków. Małe dzieci – niejako z definicji – myślą inaczej niż my i ich sposób myślenia często nas zaskakuje (i czasami rozśmiesza). Warto tę nieszablonowość myślenia pielęgnować. Dorośli często chcieliby myśleć tak „out of the box”, jak dzieci 😉
Obserwujcie, porównujcie i analizujcie
Warto też w rozmowach dokonywać wspólnych obserwacji, porównań, analiz. Jeśli jakiś temat zainteresuje Twoje dziecko (a takich tematów są pewnie dziesiątki dziennie), to podyskutujcie o różnych aspektach i implikacjach. Zadawaj pytania i zachęcaj do zadawania pytań. Oczywiście najlepiej, kiedy będą to pytania otwarte, czyli takie, na które nie można odpowiedzieć krótkim tak albo nie. Staraj się przy tym nie oceniać toku myślenia dziecka (i się z niego nie śmiać, choć to może być trudne 😉), a jeśli się z czymś nie zgadzasz, to znowu: rozmawiaj i naprowadzaj.
Nie objaśniaj wszystkiego
Po trzecie (to ja długo robiłam źle): nie wyjaśniać zawsze i wszystkiego. Zawsze uważałam, że jak dziecko pyta (a przecież pyta w kółko), to trzeba wszystko jak najdokładniej wyjaśnić, nie zbywać. Niby tak, ale nie do końca: w ten sposób nie wyrobisz nawyku myślenia, a nawet możesz wypracować swojego rodzaju lenistwo myślowe: skoro odpowiedz mam zawsze podaną na tacy, to po co się wysilać? Po co się zastanawiać nad czymkolwiek, skoro zawsze jest mama, gotowa wszystko wytłumaczyć i zobrazować?
Czy namawiam Cię do olania pytań dziecka?! Jasne, że nie 😊 Chcę Ci zamiast tego zaproponować inną strategię: naprowadzania i podsuwania. Zamiast od razu wszystko wyjaśniać, spróbuj zadać pytania dodatkowe, które naprowadzą dziecko na jakiś tok myślenia. Możesz nawet spytać: a jak ty myślisz? Kiedy temat jest dla dziecka jeszcze trudny, możesz posłużyć się analogiami i odwołaniem do spraw, które dziecko już zna i rozumie. To nie tylko „rozrusza” jego umysł, ale też uaktywni kolejne połączenie nerwowe w mózgu, kolejną ścieżkę łączącą dwa tematy jeszcze przed chwilą niepowiązane.
Kto mało myśli, błądzi wiele
Pokaż, że myślenie nie boli
Dzieci niesamowicie odzwierciedlają nasze emocje, ale też i przekonania, opinie. Też tak masz, że czasem uderza Cię jakaś wypowiedź Twojego dziecka, z której wynika, że Cię rozpracowało, a Tobie się wydawało, że nigdy nie dałeś tego po sobie poznać?
Dlatego niech Twojemu dziecku nie przyjdzie do głowy, że Tobie nie chce się myśleć. Że odsuwasz na wieczne „później” problemy wymagające przemyślenia, czy przedyskutowania. Że nie chce Ci się sprawdzać informacji, wyszukiwać w encyklopedii, słowniku czy Wikipedii, wzbogacać swojej wiedzy książkami i programami popularnonaukowymi. Że jak czegoś nie wiesz, to po prostu przystajesz na to, nie okazujesz zainteresowania i nie szukasz wyjaśnień.
Naucz dziecko szukać odpowiedzi
Kiedy czegoś nie wiesz, to nie radzę też udawać przed dzieckiem, że jest inaczej. To nieprawda, że musimy budować swój autorytet przed dziećmi i pozować na wszechwiedzących, bo inaczej czar pryśnie i dziecko będzie nami rozczarowane. Przeciwnie, nasze relacje będą jeszcze głębsze, kiedy będziemy przed naszymi dziećmi autentyczni. A do tego, w ten sposób można jeszcze bardziej ugruntować nawyk myślenia!
Jeśli dziecko zapyta Cię o coś, czego nie wiesz, to powiedz mu to i razem zastanówcie się, gdzie poszukać odpowiedzi. Przedyskutujcie Wasze opcje: internet, telefon do przyjaciela, koło ratunkowe – im dziwniejsze pomysły, tym myślenie się lepiej ćwiczy 😊 Tak naprawdę umiejętność znalezienia odpowiedzi jest przecież dużo ważniejsza, niż samo posiadanie wiedzy: to jak z gonieniem króliczka 😉
Nauka myślenia level master
Im coś jest trudniejsze, tym bardziej wartościowe. Taka moja mądrość życiowa 😉 Wydaje mi się, że jeżeli jesteśmy w stanie nauczyć czegoś nasze dzieci w najtrudniejszych momentach, to będzie to najbardziej skuteczne. I to na wielu płaszczyznach.
A najtrudniejsze sytuacje to te, kiedy dzieje się jakiś dramat: dziecko płacze, wrzeszczy, kopie, wyrywa się, czy też szarpie naszymi nerwami w dowolny inny sposób, ponieważ stało się coś, czego nie chce zaakceptować. W takiej sytuacji wskaźnik naszej cierpliwości jest na czerwonym polu „EMPTY”. Nie mamy ochoty czegokolwiek dziecka uczyć, tylko zakneblować, związać i wrzucić do bagażnika 😉
Ok, mamy prawo do naszych emocji, ale warto przypomnieć sobie, że to my tu jesteśmy dorośli. I nasze zasoby są (a w każdym razie być powinny) większe, solidniejsze i budowane od wielu lat. I warto wykorzystać taką sytuację do nauki. Po pierwsze: radzenia sobie z emocjami (opanowany rodzic daje dziecku przykład i uspokaja atmosferę swoim spokojem, a czerwony i wrzeszczący tylko uczy, że takie zachowanie jest akceptowalne i skuteczne), a po drugie myślenia i analizowania. Kiedy przeczekamy napad złości, smutku czy frustracji (bo w fazie największych emocji nic do człowieka nie dociera), zaoferujmy wsparcie i wspólne przedyskutowanie problemu.
Pokażmy dziecku, jak patrzeć na problemy z różnych perspektyw. Jak szukać pozytywów. I wreszcie: jak negocjować. Jeśli nauczymy dziecko, że ważne jest używanie argumentów i że my pod wpływem przekonujących argumentów możemy nawet zmienić nasze zdanie, to nauczymy dziecko walczyć o swoje używając myślenia i logicznej argumentacji.
A zastanówmy się: chcemy tego, czy chcemy nauczyć dziecko bezwzględnego, bezmyślnego posłuszeństwa?
Ostrzeżenie
Chodzi generalnie o to, żeby wzbudzić nawyk myślenia i analizowania. Dzieci są jak rośliny, które pielęgnowane mądrze i z troską rozwijają się w piękne i zdrowe okazy. A to bez nawyku myślenia jest trudne do osiągnięcia. To tak, jakby drzewo nie miało nawyku geotropizmu ujemnego (czyli tego co powoduje, że pokonując grawitację, rośnie w górę).
Ale uwaga: dziecko myślące samodzielnie staje się z czasem coraz trudniejszym partnerem w dyskusji i trzeba się wysilić, żeby je do czegoś przekonać… Więc nie mów mi, że Cię nie ostrzegałam 😉